Chryzopraz

Dawno, dawno temu ogromną część naszej planety pokrywały nieprzebyte bory. Strażnikami lasów byli wtedy Entowie: ogromne, niezwykle silne i rozumne drzewa, które potrafiły chodzić, przemierzały knieje, doglądając i pilnując młodszych drzew. Niestety, w poszukiwaniu żon Entowie przekroczyli mgliste zasłony otaczające lasy
i nigdy nie powrócili.

Zostawili jednak swoje następczynie – driady, zielone panny, niezrównane łuczniczki, które mieszkają w drzewach. Żaden szanujący się drwal w owym czasie nie śmiał ściąć żywego drzewa, bowiem wiedział, że gdy tylko dotknie go siekierą, zaraz zginie, ugodzony ostrą strzałą.

Niestety, nastały czasy zamętu i niezgodny. Czarny cień padł na lasy, a zaślepieni ludzie, niepomni przymierza zawartego niegdyś z Entami, zaczęli wycinać zdrowe drzewa.

Pozbawione ochrony driady okryły się płaszczami kory i tyko w święto, podczas najkrótszej nocy, opuszczały swe drzewa. Wtedy to spotykały się na leśnych polanach, tańczyły, śpiewały i wspominały dawne czasy. Wzruszone swą niedolą płakały, a z ich łez, podobnych do drzewnych, wiosennych soków, powstawały kamienie zwane przez Greków chryzoprazami. Słowo to znaczyło: złotawo- zielonkawy.

Ilustracje 1997-1998 © by Tomasz Karelus

Dawniej wierzono, że kamień ten obniża gorączkę, koi nerwy, a nawet leczy oparzenia. Obdarza ludzi spokojem i pogodą ducha, łagodzi ich smutek i gniew. Dzięki temu ma duży i dobry wpływ na przemęczony codzienną pracą organizm człowieka.

Zauważono też, że kamień ten może mieć tylko jednego właściciela. Po jego śmierci nie obdarza nikogo więcej swoją mocą. Dlatego na przykład w Japonii istniał zwyczaj chowania razem takiej pary przyjaciół, człowieka i jego chryzoprazu.

Minerał ten występuje w dużej ilości w Polsce – na Dolnym Śląsku, w Brazylii, Stanach Zjednoczonych oraz w Rosji – chyba dlatego, że właśnie w tych miejscach wycięto najwięcej drzew.

CDN