THUNJANI

THUNJANI
 
 
 
Domek Baby Jagi zażyczył sobie postoju, krótkiej chwili wytchnienia. Zatrzymali
się na drodze; po jednej jej stronie był ciemny i gęsty las a po drugiej pole pełne
dojrzewającego zboża. Był wczesny ranek, domek galopował bowiem całą noc,
podczas gdy czarownica spała sobie w najlepsze i tak go to rozzłościło, że złość
dodała mu odwagi, której na ogół nie miał w sobie. Jego wybuchem-żądaniem chwili
wypoczynku, Jaga zdawała się być ubawiona, nie przejęła się nim zbytnio .Z
pewnością nie zareagowała by łaskawie, gdyby nie to, że piękna przyroda dookoła,
oprawiona w ten słoneczny świt, urzekła ją i sprawiła, że wiedźma poczuła się głodna.
 
-Miotełko! – zawołała przyzywająco i miotła w parę sekund znalazła się obok swej
pani – Miotło, poleć szybko do wsi i zobacz ,co też tam uda ci się podkraść ludziom.
Może znajdziesz dzbanek mleka, trochę chleba, czy jakieś owoce-przynieś to tutaj do
mnie szybko , pozostawiając dla okradzionych moje błogosławieństwo na drzwiach.
Głodna jestem, toteż pospiesz się.
 
Miotła pomknęła, ścigając się z porannym wiatrem i jak zwykle wygrywając taką
pogoń; była znaną w całym świecie sprinterką, ukochaną wszystkich czterech wiatrów,
smukłą, o bujnym włosie, o szalonym temperamencie.
 
 -Popatrz- rzuciła Jaga złośliwie w stronę domku – gdybyś był tak chyży jak ona,
dawno już dotarlibyśmy tam, gdzie zmierzamy.
 
Domek nadal był zagniewany a porównanie do Miotły czarownicy, za którą nie
przepadał zbytnio, zdenerwowało go jeszcze bardziej, dodając mu nie tyle odwagi ,co
prawdziwej brawury(co stwierdziłby każdy , kto znał złość, wyprowadzonej z
równowagi Baby Jagi), powiedział więc bezczelnie:
 
 -Niech więc miotła weźmie na plecy wszystko, łącznie ze mną,  i biegnie szybko jak
zwykle , całą noc bez wytchnienia.
 
 Czarownica zmierzyła go ponurym spojrzeniem, wygrało w niej jednak rozbawienie
spowodowane tym , że domek napuszył się tak i zaczął pyskować, roześmiała się
więc. Taki złośliwy śmiech Baby Jagi nie należał do najprzyjemniejszych dźwięków,
jakie usłyszeć ktoś kiedyś może rankiem, czy nocą na jakimś pustkowiu. Był to
gwizd, który przeradzał się w ciche, bezgłośne niemal rzężenie, podskakujące na
wyższe tony pod wpływem machania głową. To ,że ktoś taki jak domek miał czelność
złościć się na wiedźmę, było dla niej tak nie do pomyślenia, że ubawiła się, nie
wierząc w poczytalność śmiałka. Kiedy śmiech umilkł, spojrzała znów jednak ponuro
na domek i o ile wcześniej odetchnął on z ulgą słysząc śmiech o tyle teraz wiedział
dokładnie, że nie powinien spodziewać się niczego dobrego. Jaga przyzwała go do
siebie ruchem szponiastego palca a kiedy podszedł i podkulił pod siebie nogę,
siadając, by mogła do niego wejść, zimny dreszcz przebiegł mu po deskach. Jaga
uśmiechnęła się i oderwała kawałek cynamonowej framugi domkowego okna i
schrupała go ze smakiem.
 
-Pyszne – oblizała się w zadowoleniu..
 
 „Kiedyś  zje mnie całego i będzie podróżowała na piechotę” powiedział sobie w
duchu domek na pocieszenie.
 
 – Sporo mi jeszcze zostało do zjedzenia, tłuściochu – odpowiedziała czarownica, po
czym przeciągnęła się, stojąc twarzą do zbożowego pola ,aż trzaskały jej suche,
stare kości.
 
 Miotła powróciła z chlebem i mlekiem i Jaga usiadłwszy na skraju pola, zajadała ze
smakiem.
 
 – Spójrz, miotełko, na to piękne, złote pole…! Zawsze tak bardzo lubiłam ten czas,
kiedy zboże zaczyna pomalutku dojrzewać
 
-Wygląda już na dojrzałe, pani – odpowiedziała miotła
 
– Nic podobnego! To złudzenie. Trzeba nie znać się zupełnie na rolnictwie, żeby tak
myśleć. Powiem ci moja droga, że mężczyźni nie zawsze są dobrymi
rolnikami…Często wydaje im się jedynie, jak wspaniale znają się na wszystkim ,co
wyrasta z ziemi. Niektórzy jednak nie potrafią dostosować siebie do cyklów ziemi, nie
potrafią czekać na plony. Ci lepiej żeby uciekli na morze, aby nie ranić.
 
 Miotła pokiwała głową. Magiczny-zawsze- pełen- tego- na- co Jaga miała- ochotę –
dzbanek, wyjrzał z domku. Buba miałczała, ocierając się o swą panią, dopominając
się swojej porcji, zdobytego we wsi mleka. Domek milczał w dalszym ciągu
naburmuszony. Wszystko wyglądało właściwie jak zwykle podczas postoju.
 
 -Opowiem wam o jednym takim – zdecydowała się nagle Baba Jaga – Czasu nigdy
nie szkoda na opowieści a mając czas, a ja zawsze mam czas, nie szkoda zatrzymać
się na chwilę o poranku. Opowiem wam o jednym takim, który był z tych , co lepiej
zrobiliby uciekając na morze, ale…dostał swoją nauczkę. – napiła sie mleka,
pozostawiając na dnie porcję dla kotki, wytarła brodę rękawem i przejechała dłonią
po zbożu – Posłuchajcie!
 
THUNJANI
 
Pewiem mężczyzna, imieniem Thunjani, kochał pewną dziewczynę. Kochał ją,
ponieważ była piękna- gibka, złotowłosa, o szerokim uśmiechu pełnych warg.
Właśnie ona miała w sobie coś takiego , co sprawiało, że jego zmysły szalały- nie
mógł spać w długie noce, myśląc o niej i o jej pięknych kształtach. Nie potrafił skupić
się na pracy w ciągu dnia, ponieważ przed oczami stawały mu jej jasne oczy i
czerwone wargi, jej twarz, którą chciałby cały czas trzymać mocno w swoich
dłoniach, by nie mogła wyrwać mu się, kiedy będzie ją całował. Nie potrafił myśleć o
niczym innym, przywołując w pamięci jej uwodzicielski, jak myślał, szczery śmiech,
jej zgrabne dłonie, którym chciałby rozkazywać, prowadząc je do wszystkich
rozpalonych miejsc swojego ciała. Widział ją stale nagą, otuloną nim, krzyczącą w
rozkoszy, błagającą o więcej. Thunjani naprawdę myślał, że kocha ją, podczas gdy
tak naprawdę potrafił jedynie pożądać jej ciała.
 
 A ona kochała Thunjana, pragnąc być blisko niego, pragnąc czuć jego czułość,
odwagę, pragnąc czuć się zawsze bezpieczną i kochaną za to, co miała do
zaoferowania, a czym nie było jedynie jej ciało. Miała na imię Pszenica a jej kłos-
kobiecość był jeszcze nadal niedojrzały.  Kwiat jej kobiecości nie był jeszcze do
końca wykształcony, trzymała go więc szczelnie zamkniętym, by rozkwitł w
odpowiednim czasie. Bardzo pragnęła słońca mężczyzny, którego kochała, chciała
mu jednak podarować pełnię siebie, czekając na odpowiedni moment, nie
przyspieszając chwili, kiedy stanie przed nim naga i rozłoży ramiona , odkrywając
piersi i życiodajny kielich, w którym miało zanurzyć się jego ostrze , uświęcając jej
wodę. Na razie potrzebowała ciepła i delikatnych starań, zabiegów, które pomogłyby
jej rozgrzać swój kwiat, tak , by kłos dojrzał i stał się plonem.
 
 Thunjani nie potrafił jednak ogrzać jej, nie potrafił zadbać o to, by stała sie
dojrzałym plonem. Thunjani był niecierpliwy i wściekły, oskarżając ją o bezlitosne
kuszenie, o zamierzone nawiedzanie go w erotycznych snach, o wywoływanie i
podsycanie w nim namiętności, która opętała go, która dezorganizowała jego życie,
która sprawiała, że nigdzie, poza jej ramionami, nie potrafił znaleźć sobie miejsca.
 
 Mężczyzna nie potrafił czekać, czekanie zawsze wyprowadzało go z równowagi. Nie
potrafił trzymać swoich planów w ukryciu, czekając na właściwy czas ; czas traktował
jak niewolnika, który powinien być mu posłuszny, nie widząc, że powinno być zupełnie
na odwrót. Thunjani był typem człowieka o gorącej krwi , zdecydowanym, upartym,
pragnącym zdobywać i dominować nad otoczeniem. Jednocześnie był w stosunku do
ludzi powściągliwy, małomówny, nie okazywał swoich uczuć. Być może wcale nie dla
tego, że był z nich wyprany…Po prostu nie potrafił. Często odbierano go jako
niesympatycznego i niemiłego człowieka, który jest egoistą i myśli tylko o sobie
samym, który skupiony jest na zadaniach a nie na uczuciowo-emocjonalnej otoczce
wokół tych zadań. Koncentracja na celu i twarde, zawzięte dążenie do niego istotnie
były dla niego charakterystyczne, ale nie wynikało to z egoizmu, tylko z tego, że
całkowicie niemal potrafił oddzielić działanie od emocji a myślenie od uczuć. Tak
naprawdę Thunjani w głębi ducha był romantykiem, który potrafił bardzo wiele zrobić
dla bliskich mu osób. Głębia jego ducha była jednak bardzo, bardzo głęboka.  On
sam  nawet rzadko o niej pamiętał i nigdy prawie jej nie odwiedzał.
 
Był to człowiek, który mówił prostym ,konkretnym językiem, nie owijając niczego w
bawełnę, tego również wymagał od innych. Dlatego  męczyły go kwieciste
wypowiedzi, niezrozumiałe porównania, poezja i wszelkie subtelności tego świata,
które uważał za coś zupełnie zbędnego, odrywającego człowieka od rzeczywistości;
oderwanie od rzeczywistości uważał zaś za głupotę i stratę czasu. Przyjmował życie
takim, jakie przychodziło, przystosowując je do swoich potrzeb, skupiając się na
zadaniach, na planach, na celach, nie zaś na marzeniach czy pragnieniach.
 
 Dlatego właśnie Pszenica wywróciła jego świat do góry nogami. Ona właśnie nie
ugięła się do jego potrzeb, ona nie ugasiła jego pragnienia, nie zadziałała po jego
woli. Pragnął jej i nie mógł jej mieć i ograniczenie to, ta przeszkoda- wyprowadzała
go z równowagi. Thunjani był bliski obłędu.
 
 Nie potrafił uciszyć swoich hormonów, nie potrafił ugasić bólu palącego jego lędźwia,
nie potrafił czekać. A o wszystkim tym nie potrafił opowiedzieć Pszenicy w taki sposób,
by jej nie zranić, w taki sposób, by zrozumiała jego uczucia.
 
 Miał ochotę krzyczeć na nią, potrząsając nią z całej siły, tak by czuła ból taki, jaki
czuł on. Miał ochotę zniewolić ją, związać, brutalnie wydrzeć z niej jej niedojrzałe
ziarna, brutalnie rozchylić jej kielich, nie patrząc wcale na to, czy nie połamie jej
płatków. Potem chciał pokazać jej rozkosz , nauczyć jej ją tak, by błagała go o
więcej i by on mógł wówczas odmówić jej spełnienia, tak jak i ona teraz mu go
odmawiała. Czuł ogromną chęć takiego szybkiego, brutalnego rozwiązania sprawy. A
jednak ta głębia , która jednak była w nim, nie pozwalała mu na tę brutalność, czuł
bowiem, że nie mógłby  zranić Pszenicy gwałtem, siłą, swą męską, fizyczną przewagą
nad jej kruchym ciałem.
 
Wszystkiego tego nie potrafił jej powiedzieć tak, jak należałoby mówić do
dojrzewającej Pszenicy, by ciepłem takich słów sprawić, że jej kłos stanie się pełny.
Thunjani był zdezorientowany, wściekły i zniewolony przez swoje pragnienie, przez
pożądanie biegające na oślep w jego żyłach, wzburzając krew.
 
 Krzyczał:
 
 – Jesteś okrutna, Pszenico! Odnajdujesz przyjemność w dręczeniu mnie! Patrzysz na
mnie tak spokojnie i bez uczucia, podczas gdy ja płonę, męczę się! Robisz to
specjalnie!
 
 -Thunjani, nigdy nie chciałam cię zranić, nigdy celowo nie zrobiłabym czegoś
przeciwko tobie. Przecież kocham cię i chcę dla ciebie jedynie dobra…-odpowiedziała
cicho.
 
 -I dlatego właśnie chowasz się przede mną, odmawiając mi spełnienia? Czy chcąc
dla mnie dobrze musisz trzymać mnie na smyczy? Wiązać mi ręce? Uciekać przede
mną?
 
 -Nie uciekam przed tobą – załkała dziewczyna – Przecież…jestem tutaj…obok
 
Mężczyzna złapał się za głowę , desperacko, przesadnie, jakby nie przyjmował do
wiadomości tego, że ktoś może być tak mało pojętny, że może nie rozumieć
najprostszych spraw.
 
 -Jesteś obok?- powiedział drwiąco – Nie ma cię jednak. Zamykasz przede mną swój
kwiat. Nie pozwalasz mi sycić się jego pięknem, nie pozwalasz mi wziąć tego, czego
pragnę ze wszystkich sił. Moje ostrze czernieje, rdzewieje, tęskni za cięciem, za
spełnieniem, za tobą!…Pszenico!
 
 Płakała, patrząc na niego wielkimi, jasnymi oczyma, a on patrzył, jak jej wielkie,
okrągłe łzy spadają cicho na białe dłonie, które splatała ze sobą raz po raz w
zdenerwowaniu. Widok ten nie wywołał w nim współczucia a jedynie przypływ
pożądania, wydała mu się bowiem taka kusząca w swej delikatności i niewinności.
Nie potrafił odczytać jej łez jako wyrzutów sumienia za to, że nie mogła dać mu siebie
samej, nie potrafił dostrzec we łzach miłości jaką go darzyła a przez którą czuła się
źle , musząc odmawiać mu i sprawiać mu ból. Nawet taką chciał dostać ją w swoje
ręce, obrać z niepewności, z rozterek, z wąchania, i połknąć szybko i zdecydowanie,
dając ujście wibrującemu w nim pożądaniu. A ona właśnie wtedy powiedziała:
 
 -Nie byłbyś zadowolony zrywając mój kłos, ukochany Thunjani, nie jest on bowiem
dojrzały i nie znalazłbyś w nim ziaren, które nasyciłyby twój głód.
 
 Słysząc te słowa, spojrzał na nią nie tyle już ze złością co z pogardą:
 
 -Nie wiedziałem dotąd ,że możesz być aż tak okrutna…-powiedział cicho, cedząc
słowa przez zęby – Nie znajduję w tobie miłości. Ani trochę. Jesteś dręczycielką.
Wiesz, że mogłabyś dać mi szczęście a jednak wolisz upokarzać mnie i bawić się ze
mną. Nie jestem twoją zabawką, Pszenico. Nie pozwolę na to, bym cierpiał przez
ciebie. Nie potrafię powstrzymać wybuchu wulkanu. Ja jestem jak wulkan. Nie wiem,
jak długo miałbym jeszcze czekać na ciebie, jak długo miałbym trwać wiernie przy
tobie jak pies, kiedy odmawiasz mi swojego kwiatu.
 
 Skrzyżował ramiona na piersi, odwracając się do niej tyłem, milcząc, podczas gdy
ona płakała. Jego milczenie, brak pocieszenia, jego postawa wzmagała cierpienie
dziewczyny, udręczonej niemożliwym rozkazem , który powinien być prośbą ,
wydanym w niewłaściwym czasie. Podeszła do niego, obejmując go w pasie i
przytulając policzek do jego szerokich pleców.
 
 -Kocham cię, Thunjani. Ale nie potrafię spełnić twojej prośby. Nie dlatego, że cię nie
pragnę i nie chcę. Po prostu nie jestem jeszcze gotowa. Mój kłos jest pusty. Biorąc
go nie znalazłbyś w nim ziaren i nie nasyciłbyś się. Wydaje ci się jedynie, ukochany,
że tak by sie stało, kłos jest jednak moim kwiatem i to ja wiem, jak by się to
skończyło. Dopiero wówczas gardziłbyś mną, o wiele bardziej i mocniej niż teraz.
Pytasz –kiedy? Nie wiem. Niedługo. Ale…tak bardzo brakuje mi ciepła i czuję, że nie
dojrzewam w tym chłodzie. Zrozum to, Thunjani, proszę cię…
 
 Wyrwał się gwałtownie z jej objęć , patrząc na nią ze wściekłością.
 
 -Jesteś okrutna i myślisz jedynie o sobie. Wiedz, że …wiedz, że są inne kwiaty.
Kwiaty, które są dla mnie otwarte!- wykrzyczał z siebie. Potem odwrócił się na pięcie
i wyszedł, zamykając uszy dla jej płaczu.
 
 
ZDRADA
 
Niewiele rzeczy boli tak jak zdrada. Niewiele jest rzeczy ,za które nie można uzyskać
przebaczenia i zdrada może należeć do nich. Zdrada wydziera z osoby zdradzonej
godność-tą należną każdemu człowiekowi, jak niemowlęciu wyprawka, potrzebę. Bez
godności człowiek jest upokorzony, udręczony, jak pozostawione w ciemnościach
dziecko, które płacze, ale wokoło nie ma nikogo, kto by się nim zaopiekował.
Człowiek, który został zdradzony spada do ciemnego miejsca, pełnego wijących się
szaleńczo i kąsających jak węże, kompleksów. Jest bezbronny. Jest jak rycerz,
któremu na jego oczach połamano miecz. Jak alpinista, któremu odebrano czekany,
kiedy wspinał się mozolnie pod górę. Jak malarz, którego dzieło ktoś zamalował na
czarno dla głupiego żartu. Świat dookoła rozsuwa się, ucieka a człowiek stoi i nie
rozumie, dlaczego wszystko jest tak daleko, dlaczego wszędzie jest tak daleko.
Kiedy odkrywamy, że zostaliśmy zdradzeni stajemy twarzą w twarz z demonem.
Ten demon to poczucie niższości, wszystkie nasze słabe strony skumulowane i złączone
 w jedno.
 
 Człowiek zdradzony  odkrywa często wokół siebie ściany zimnego lodu, które są
jego spłoszonymi, panikującymi odruchami obronnymi-tak bardzo chcą ochraniać,
osłaniać, że nadto przezornie nie dopuszczają do nas niczego, nawet światła, nawet
ciepła, nawet życzliwości tych, którzy pragną pomóc nam i przywrócić nam godność.
 
Jeśli zdrady doświadcza kwiat, może on nigdy już nie rozkwitnąć, a nawet jeśli to
zrobi, być może nigdy nie będzie w pełni piękny i rozwinięty. Takie upokorzenie
może zatruć jego soki na zawsze. Tylko słoneczne i czułe ciepło może stać się
odtrutką, która załata godność, stopi lodowe ściany obronnego muru. Ale słońce
takie musi być wyjątkowe.
 Thunjani zdradził Pszenicę.
 
 Odszedłwszy w gniewie, zapomniał na chwilę o tym wszystkim, co znaczyła dla niego
nie jako ciało, którego pożądał, lecz jako kobieta, którą , jak mówił, kochał.
 
 Odnalazł inną pszenicę, która chętnie zaofiarowała mu swój kłos, a kłos ten był tak
podobny do jego ukochanej, tak bardzo go przypominał, że Thunjani wyłączył swoje
myślenie. Jego miecz pozbawiony został mądrej ręki rozumu, wyrwał się spod jej
kontroli, zaciął mocno i na oślep. Pszenica, która była chętna, by oddać mu swój
kłos, podobną była do jego ukochanej pod tym względem, iż równie niedojrzałe i
nierozwinięte były jej ziarna. Miecz Thunjani’ego ciął, kwiat padł w jego objęcia ale
stało się to, co próbowała wytłumaczyć mu zdradzona Pszenica. Kłos tej , z którą ją
zdradził okazał się być pusty i mężczyzna odszedł nienasycony, głodny i
rozczarowany. Nie zrozumiał jednak, że stało się dokładnie to, co przewidziała jego
Pszenica. Pomyślał, że niespełnienie i nie ugaszenie namiętności bierze się z tąd, iż
tylko jego najmilsza i najpiękniejsza , jedyna Pszenica posiada kłos, który go
zaspokoi.
 
 Dlatego wrócił do niej, zawstydzony, ona jednak nie chciała widzieć go na oczy,
stało się z nią bowiem to, co dzieje się ze zdradzonym sercem.
 
 Nic nie pomogły zapewnienia Thunjaniego. Mówił po prostu:
 
 -Powinnaś wiedzieć, że to ty jesteś tą jedyną dla mnie! Jak możesz w to wątpić!
To podłe z twojej strony, że tak mi nie ufasz
 
-Czy ja mogę ci ufać? Czy to ja jestem podła?- cicho i z rezygnacją zapytała
Pszenica.
 
-Nie przesadzaj, bardzo cię proszę. Nic się nie zmieniło!
 
 -Zmieniło się bardzo wiele, Thunjani. Odejdź…
 
 -Dobrze więc, odejdę a ty będziesz tego żałowała- zakrzyknął i odszedł ale ona była
za bardzo zbolała by czuć cokolwiek, by wiedzieć czy żałuje czy nie. Jeśli pszenica
zostanie zraniona i zdradzona, potrzeba naprawdę wyjątkowego rolnika, by stopił
ściany lodu wokół niej i przywrócił jej godność.
 
 
 
STRATA
 
Jakże banalną i powielaną w nieskończoność przez ludzi jest prawda, że trzeba coś
stracić ,by móc to w pełni docenić, lub by móc to w ogóle jakkolwiek docenić.
Thunjani nie był oryginalny, wpasował się w banał w klasyczny, nie odbiegający
zbytnio od schematów sposób. Zdradził kobietę i dopiero kiedy to zrobił a ta odeszła,
zrozumiał jak bardzo, bardzo ją kocha i ,że jego życie bez niej nigdy nie będzie miło
sensu, nigdy nie będzie pełne, ani szczęśliwe.
 
Czy naprawdę nie można było ominąć tej bolesnej nauczki? Czy nie mógł pojąć
wcześniej tego że kocha Pszenicę, zanim skrzywdził i ją i siebie samego? Czy ma
uznać że jest już za późno? Czy teraz najlepsze ,co mógłby zrobić to odsunąć się na
zawsze, zostawić ją w spokoju ,by zapomniała o nim i o tym jak bardzo ją zranił?
A może nie jest jeszcze za późno? Może powiniem walczyć o nią, przekonać ją by mu
wybaczyła, by było jak dawniej, by było lepiej nawet niż było dotąd? Ale jak tego
dokonać? Co mógłby zrobić, jak walczyć, by ją odzyskać?
 
Setki pytań . Całe morze rozterek , niedokończonych odpowiedzi, lub odpowiedzi,
które nie przychodziły w ogóle. Pytań  i dylematów było mnóstwo, ale nie znajdował
w sobie rozwiązań, pozostając w zamkniętym kręgu swoich ograniczeń, swojej
nieporadności.
 
Gniew nadal trzymał go w garści i nadal nie do końca rozumiał uczucia Pszenicy.
Żałował tego, że ją zranił, naprawdę żałował tego z całej duszy ale niemożność
cofnięcia tego, co się stało , połączona z nieumiejętnością naprawienia tego,
sprawiały, że miotał się w swojej nadpobudliwej, nieporadnej osobowości, nie
znajdując wyjścia.
 
 Był samotny. Bez niej był samotny i nieszczęśliwy i świadomość ta przyszła do niego 
tak nagle, jakby wielki, ciężki młot spadł z wysoka na jego głowę. Zaskoczenie i ból.
I wielka niewiadoma, co dalej powinno się stać, co on powinien teraz zrobić.
 
 Thunjani był ograniczony przez źle rozumianą przez siebie męskość. Mężczyzna,
który wiódł prym wśród wszystkich  męskich osobowości  w jego głowie ,był 
ograniczony przez hormony i stereotypy i nie potrafił wczuć się w kobiecy świat. Do
głowy mu na przykład nie przyszło, że tego, co dla niego jest oczywiste, bo siedzące
w jego wnętrzu, inni mogą nie dostrzegać lub nie rozumieć, dopóki nie opowie o
swoich uczuciach i odczuciach. Dopóki nie opowie o tym porządnie i szczerze a nie za
pomocą ogólników i zdań pojedynczych. Mówił tak, aby przekazać w miarę pełną
informację, za pomocą w miarę małej ilości słów, nie dbając o ich suchość i
beznamiętność, mogącą być źle odebraną przez wrażliwą na to, co zawarte między
wierszami, osobowość. Zapominał o tym, że czasami to, co uważa się za prostotę,
przez innych odbierane jest jako prostactwo, bezemocyjność ,będącą wadą a nie
zaletą. Mężczyźni takiego pokroju mają niczym nie uzasadnioną pewność co do
tego,że to, co w nich najlepsze musi być ukryte pod warstwą  niejednej pozy.
Dodatkowo pozy te nie są najsympatyczniejsze i wiążą się z takimi hasłami
(głupiutkimi, trzeba przyznać) jak „musisz być zawsze twardy”, „nie ujawniaj nigdy
tego co czujesz”, „Nie marnuj czasu na sentymentalne głupoty” i inne równie głupie i
niesłuszne. Te wszystkie zasady zawarte w „męskim wychowaniu”, które wyznaje
mniej lub bardziej mocno wielu mężczyzn, Thunjani miał dopracowane do perfekcji.
Gdyby ktoś (kobieta zapewne) uparł się by być  złośliwym, mógłby powiedzieć,
że Thunjani był typowym mężczyzną.
 
 Kochał ,ale nie wiedział, jak to wyrazić. Żałował, ale nie wiedział jak przeprosić.
Chciał nauczyć się czekać ale niecierpliwość zakłócała tę chęć skutecznie. Być
może…być może chciałby…
 
 
KITARYSTA
 
-…być może chciałbym patrzeć w gwiazdy nocą, leżąc obok Pszenicy i rozmawiać z
nią o nich, tak jak ona zawsze sobie marzyła – pomyślał Thunjani ,włócząc się w
nocy po pustych ulicach, szukając spokoju, którego nie odnajdywał w sobie od czasu,
kiedy rozstał się ze swoją ukochaną. Na ulicy obdartej ze wszelkiego romantyzmu,
brudnej, pełnej pijaków, brzęku pustych butelek i śmiechu prostytutek, usłyszał
nagle niebrzydką melodię i lekko chrypiący ale czysty głos jakiegoś kloszarda, który
śpiewał piosenkę o miłości:
 
…W miękkiej pościeli
Pachnęcej trawą
Schowam twoją dłoń
W moją dłoń
I nie pozwolę ci zmarznąć
Nigdy więcej
Chcę być twoim słońcem
Nie chcę by marzły ci palce
I stopy
I policzki…
 
-…ale nie potrafię – przyznał się w duchu. I uwolnił z głęboko schowanego worka ze
łzami jedną z nich.
 
-Pan pozwoli, że się przedstawię – Thunjani ujrzał  przed sobą starego, siwego
mężczyznę, od którego , mimo wieku, biła elegancja i szarmanckość. Jego oczy
błysnęły w ciemności ulicy i Thunjaniemu dreszcz przebiegł po plecach. Przez chwilę
miał wrażenie, tego oto stojącego przed nim nieznajomego. – Nazywam się
Nydo i jestem…hm…kitarystą.
 
 – Miło mi – burknał Thunjani zastanawiając się, kim, u diabła jest kitarysta.
 
 – Pomyślałem sobie, że …że być może chciałby pan skorzystać z moich usług.
Jestem jakby nauczycielem i to dość dobrym , jak myślę- zaśmiał się krótko do
siebie samego – A to, czego nauczam to wiedza, która mogłaby pana zainteresować.
 
 -Ja…nie potrzebuję żadnego nauczyciela, nikogo takiego nie szukam. Myślę, że
pomylił się pan, że pomylił mnie pan z kimś innym.
 
 -Aaaaa – serdecznie uśmiechnął się przybysz – skąd ta pewność?
 
 Thunjani groźnie zmarszczył brwi, podirytowany nieco całą sytuacją – Wiem przecież
,że nie potrzebne mi żadne kursy i szkolenia.
 
 -Kursy? – kitarysta podniósł jedną brew do góry – I tak to nazwać można, czemu by
nie? Więc jeśli o kursy chodzi, to miałbym taki jeden odpowiedni do zaoferowania…
 
 Thunjani najchętniej odepchnąłby starca i odszedł, coś jednak nie pozwalało mu na
to, coś uziemiło go i kazało wplątać się w tą bezsensowną z pozoru wymianę zdań.
 
 -Nie potrzebuję kursu panie Nydo. Nie wiem, kto to jest kitarysta. Nie wiem czym się
pan zajmuje ani co chce mi pan sprzedać, ale nie wchodzę w to i proszę pozwolić mi
odejść.
 
 -No chyba nie powie mi pan, że pana trzymam siłą – dobrodusznie zaśmiał się pan
Nydo – No, juz , już, proszę odłożyć na bok brak wiary, sztywność i przede
wszystkim tę niby groźną minę, na którą patrzeć nie mogę i weźmy się, drogi panie,
do pracy.
 
 -Do jakiej pracy?! O czym pan mówi!? Ja nie potrzebuję żadnej nauki!
 
 Nieznajomy przeszył go wzrokiem aż Thunjani struchlał nieco i zmalał jakby,
odczuwając nagły odpływ swojej odwagi i pewności siebie.
 
 -Doprawdy, Thunjani – spytał kitarysta- nie potrzebujesz żadnej nauki? A
myślałem, że doszedłeś przed chwilą do wniosku, że nie wiesz jak odzyskać miłość
Pszenicy? Nigdy nie zdarza mi się przesłyszeć, mój drogi.
 
 Słowa te zawisły w powietrzu spadając powoli na świadomość zakochanego
mężczyzny. Oto odnalazł wybawienie, pomoc, której szukał, skarbnicę odpowiedzi na
wszystkie pytania, które chodziły mu po głowie.
 
-Chodźmy – uśmiechnął się kitarysta – mamy długą rozmowę do przeprowadzenia.
 
 Poszli w stronę stojącego od stuleci w sąsiedztwie niedawno wyrosłego miasta, lasu.
Na ulicy pozostał tylko młody chłopak z gitarą, któremu przeszła ochota na śpiewanie
romantycznych ballad, po tym jak zobaczył świra mówiącego do siebie samego;
dobrze,że świr odszedł w stronę lasu, chłopiec zasadniczo bał sie wariatów.
 
 
NAUKA O ŻNIWIARSTWIE  I O SŁOWACH
 
-W niektórych kręgach mówi się, mój drogi Thunjani, że nie ma kobiety, której nie
można zdobyć za pomocą odpowiednich słów – powiedział ze swoim dobrotliwym
uśmiechem na twarzy pan Nydo – Wiele w tym prawdy, choć myli się tu nieco
zakochanie z oczarowaniem, wszelakoż…słowa to potężny sojusznik zakochanego
mężczyzny.
 
 -No i ? – wzruszył ramionami mężczyzna
 
-Wiesz, jak by ci tu powiedzieć…myślę, mój drogi, że ty jesteś więc analfabetą i
niemową.
 
-Wielkie dzięki- bąknął Thunjani, nie przecząc jednak.- Tak, ja…nie wiem , jak
rozmawiać z Pszenicą . Nie jestem w stanie przekonać jej by oddała mi swój kwiat.
 
 Nydo ukrył twarz w dłoniach ,nie wiedzieć czy po to, by ukryć rozbawienie jakie
wywołuje niekiedy głupota drugiego człowieka, czy też prawdziwe załamanie, jakie
mógł odczuć usłyszawszy takie słowa z ust swego ucznia.
 
 Kiedy jego oczy znów spojrzały na mężczyznę, nie wyrażały żadnych emocji,
powiedział jednak- Załamujesz mnie…
 
 -Naprawdę, uwierz mi, nie potrafiłem przekonać jej. Używałem słów ale
nieskutecznych. Masz rację, mam kłopoty z wyrażaniem swoich uczuć. Musisz mnie
nauczyć, jak mam mówić przekonująco, jak mam ją przekonać.
 
 Kitarysta zamrugał powoli oczami, skrzyżowawszy ramiona na piersiach- Naprawdę
myślałeś że chcę nauczyć cię jak przekonać niedojrzały kwiat, by ci się oddał???
Jesteś głup…mniej mądry niż myślałem, człowieku – powiedział powoli a Thunjani
pod wpływem tych niepochlebnych słów , zawstydził się
 
-O co ci chodzi?- zapytał
 
-Dobrze więc, mam propozycję…Chciałem , co cię może zdziwi, nauczyć cię tego,
abyś zrozumiał swoją ukochaną, ponieważ ma ona rację. Tak sobie myślę, że
wszystko co mam ci do przekazania i czego chciałbym cię nauczyć, może oprzeć sie
na rozmowie, którą przeprowadziłeś z Pszenicą, zanim odszedłeś w gniewie, po to
,by znaleźć inny, niedojrzały kłos. Spójrzmy, Thunjani, na tę rozmowę krok po
kroku. Ale zanim to zrobimy, chciałbym coś zjeść. O! Mam tu jabłka-poczęstuj się.
 
 Mężczyzna spojrzał z kwaśna mina na jabłko , które podał mu Nydo. Odłożył je na
bok. Nauczyciel zaś z przyjemnością zajadał swoje czerwone, soczyste jabłuszko.
 
 -Nie jesz? Dlaczego nie jesz swojego jabłka? – zapytał uśmiechając się do
Thunjaniego ,jak do niepoczytalnego wariata.
 
 -Nie żartuj, Nydo. Jabłko jest niedojrzałe, całe zielone i twarde. Nie mam na nie
ochoty.
 
 -Myślałem ,że jesteś głodny…
 
 – Jestem, ale nie będę jadł niedojrzałego jabłka, rozbolałby mnie brzuch.
 
 Kitarysta wzruszył ramionami -Jak chcesz – powiedział – doprawdy nie rozumiem cię
za bardzo…Przecież Pszenica też była niedojrzała, a jednak chciałeś nasycić nią swój
głód. Nie bałeś sie ,że rozboli cię brzuch? Nie wolałeś zaczekać aż dojrzeje? Aż się
zaczerwieni i stanie się słodka?
 
 -To…Ja…To zupełnie inny głód.
 
 -Skądże, nie bądź głupcem. Jedyna różnica jest taka, że po niedojrzałym jabłku
będzie bolał cię brzuch a po niedojrzałej kochance serce. Więcej różnic nie ma.
Jesteś niedobrym żniwiarzem, Thunjani – Nydo smutno pokiwał głową – Bardzo
kiepskim żniwiarzem. Wyruszyłeś z kosą na pole nie dostrzegając że Pszenica jest
jeszcze niedojrzała. Nie ma ziaren. Przekonałeś się, ścinając inną pszenicę-czy
najadłeś się?
 
 -Nie, miała puste kłosy…
 
 -Tak samo stałoby się z twoja ukochaną. Ona po prostu nie jest jeszcze gotowa.
Właściwie to nie ja powinienem cię tego uczyć, ale skoro bez tego nie będziesz w
stanie zrozumieć niczego więcej- niech i tak będzie. Zrozum, mężczyzno – musisz
poczekać na to, aż pszenica stanie się kobietą, aż dojrzeje. No dobra, z jabłkami to
był tani chwyt, ale właściwie przesłanie jego jest słuszne. Uwierz jej , kiedy mówi,
że nie jest gotowa.
 
 -Ja…wierzę jej przecież, tylko…
 
 – Wierzysz? Pozwól że zacytuję ciebie samego. Powiedziałeś do niej, że specjalnie
dręczy ciebie, że odnajduje w tym przyjemność, że bawi się tobą.  Nie otarłeś łez
z jej oczu. Odtrąciłeś ją. Kilka razy powiedziała ci, że cię kocha ale ty tylko
pokrzykiwałeś na nią, nie odpowiadając jej słowami miłości. Zawęziłeś ją i jej
istnienie do ciała, które posiada, a które tak cię podnieca. Nigdy nie słuchałeś tego,
co mówi, z góry zakładając, że tylko twoje słowa i uczucia są prawdziwe. Zostawiłeś
ją płaczącą, smutną, upokorzoną. Jesteś beznadziejny, Thunjani. No, przepraszam
cię bardzo, ale najwyższa pora , abyś przyznał przed samym sobą, że jesteś
beznadziejnym mężczyzną, że to ,jak się zachowywałeś, było bardzo niemęskie.
To,że beznadziejny jesteś-z tym się pewnie nawet zgodzisz, ale z tym, że jesteś
niemęski pewnie trudniej ci się zgodzić. Tak , widzę to po twojej minie. Dlaczego
niemęskie? Czy ty widziałeś kiedyś, Thunjani, Słońce nawiedzające Ziemię zimą
,rządając miłości i plonów? Nie. Ale ty jesteś takim słońcem. A czy widziałeś kiedyś
zimne Słońce, nie ogrzewające Ziemi, nie otulajace jej ciepłem, Słońce, które jest
zimne dla swojej kochanki? Nie. Ale ty takim słońcem jesteś. Czy widziałeś
egoistyczne Słońce, chowające swoją opiekuńczość i ciepło?. Pewnie nie, a jednak
takim słońcem właśnie ty jesteś dla swojej Pszenicy. Doprawdy-proszę cię, Thunjani,
zmień sie, zmień, bo jesteś beznadziejnym, nieporadnym i zimnym mężczyzną, który
teoretycznie płonie w namiętności, wewnątrz jest jednak zimny jak sopel, bo myśli
tylko i wyłącznie o sobie… … … Zmęczyłem się tą przemową, mój drogi. Wrócę jutro
i powiesz mi czy zrozumiałeś to wszystko. Jeśli tak to…Wtedy pójdziemy sobie dalej
w naszej nauce.
 
 I Nydo odszedł, zdając się być zupełnie zdegustowanym. Doprawdy, nie rozumiał,
jak to może być,ż e ludzie , mając pod stopami i nad głowami dwie połówki jedności,
największej miłości jaką znał, mogą odrzucać ten piękny przykład, ulegając swoim
demonom, zapominając o tym jak powinno być, jak powinno się żyć. Być może byłby
mniej smutny, gdy by wiedział, że po słowach jakie z siebie wylał, zostawił mężczyznę
w zupełnej rozsypce, upokorzonego w swojej męskości- ale- z otwartym umysłem i
sercem, które tę męskość zaczęły przebudowywać.
 
 
 
DETRONIZACJA
 
Zły żniwiarz w osobowości Thunjaniego został zdetronizowany. Nie odszedł zupełnie
,bo w sercu każdego mężczyzny jest taki stereotypowy, rządzony hormonami
osobnik. Dostał on jednak zupełnie mechaniczną, techniczną misję do wypełniania w
męskim świecie Thunjaniego. Przydawał się, oczywiście, miał w sobie tyle
niewyczerpanego dynamizmu, tyle siły i pasji, tyle wytrzymałości – to wszystko było
potrzebne w odpowiednich chwilach.
 
Ale Thunjani zapragnął stać się dobrym żniwiarzem, który czeka, aż jego plony
dojrzeją i który troskliwie dba o nie, czule , delikatnie i według ich wymagań.
 
 -Pszenica musi dowiedzieć się o tym co czujesz- powiedział kitarysta
 
-Czy wówczas wróci do mnie? Nie chcę jej już do niczego namawiać, nie chcę
nalegać. Poczekam na nią i na jej plon. Ale niech będzie przy mnie. Brakuje mi jej,
jej słów, jej widoku, uśmiechu. Chciałbym być blisko niej.
 
 -No pięknie! To zabrzmiało bardzo romantycznie, robisz postępy-zaśmiał się Nydo- I
wiedz, że tylko troszkę sobie żartuję. Naprawdę podoba mi się to, co powiedziałeś. Jej
również by się spodobało. Posłuchaj –nauczał kitarysta swojego ucznia, który
zapragnął stać się prawdziwym mężczyzną –  Musisz nauczyć się być ciepłym
słońcem dla niej, jakby ona była twoją Ziemią. Musisz mówić jej wiele słów, pięknych
słów, ale przede wszystkim musisz nauczyć się słuchać jej, tego co mówi i w jaki
sposób to mówi. Ale musisz też wiedzieć, kiedy milczeć i kiedy zamykać jej usta
pocałunkiem aby i ona nie mówiła. Musisz zaczarowywać chwile dla niej, upamiętniać
je, aranżować romantyczne sytuacje a zarazem nie robić niczego sztucznie i na siłę,
pozwalając by sytuacja wykreowała się sama. Musisz wiedzieć jak jej dotykać, gdzie
ją dotykać i jak nauczyć ją dotyku i słów. Musisz mieć pamięć dla wszystkich
ważnych spraw i , Thunjani, proszę cię bardzo, nie zapominaj o kwiatach, dobrze?
To ważne, uwierz. Musisz  nauczyć się jak odgadywać jej nastroje, tego, jak ją
pocieszać, jak się z nią śmiać. Wczuwać się w jej nastroje, wczuwać a nie pobieżnie
przyglądać się im. Poznawać z pasją jej kobiecą mądrość i pokazywać jej swoją,
męską. Nie wolno ci zranić jej ani ręką, ani słowem. One…kobiety słyszą więcej
tonów, odcieni, barw głosu, barw słów i wiedzą co każdy z tonów oznacza, bez
względu na swoją treść. Potrafią też czytać między wierszami. O tym wszystkim i o
tysiącu innych spraw musisz pamiętać…
 
 -…Ale ty masz gadane, Nydo! –przerwał zmęczony ale nasycony tymi mądrościami
uczeń – Mógłbyś tak mówić całą noc.
 
 Kitarysta zaśmiał się  – Dobrze, więc pamiętaj o jednym-nie ukrywaj nigdy tego, co
czujesz a tego ,co czujesz nie myl z tym, czego pragniesz, a myślę, że wszystko
będzie w porządku.
 
 Thunjani zasępił się i nerwowo przechadzał się  po dziesięć kroków w każdą stronę –
A co się stanie, jeśli nie wybaczy mi?
 
 -Tak też się może zdarzyć. Ale to, co ci mówię , dotyczy wszystkich kłosów na
świecie, nauka nie pójdzie więc w las.
 
 -Ale ja chcę tylko jej! Ona jest tą jedyną!
 
 Nydo rozlał na swojej twarzy ciepły uśmiech – Wspaniale-powiedz jej to, nie
zapomnij, zapisz gdzieś, czy co, ale pamiętaj o tym, bardzo cie proszę.
 
 
 
WIOSNA
 
Są serca, które nigdy nie wybaczają zdrady. Thunjani miał jednak wiele szczęścia. 
Pszenica kochała go prawdziwie, co nie było jednak powodem wybaczenia. Czasami
miłość i żal splatają się ze sobą tak mocno, że mimo uczucia, zdradzone serce nie
jest w stanie zapomnieć swojej krzywdy i wybaczyć. Dlatego doprawdy szczęściem
można nazwać to , co spotkało Thunjaniego. Było to również błogosławieństwo
bogów, zadowolonych z jego ciężkiej pracy nad samym sobą, zadowolonych z
nowego króla męskości w jego sercu, który zastąpił złego żniwiarza .Zajął na nowo
miejsce u boku swojej ukochanej, powrócił, odnalazł się, był przecież jedynie
zagubiony nie zaś zły.
 
 Mówił jej te słowa, które należało powiedzieć. A słowa , które należy powiedzieć, to
zawsze są te słowa, które opowiadają o tym, co się naprawdę czuje. Ta rada
kitarysty była najlepszą jaką mężczyzna mógł usłyszeć.
 
 Żył szczęśliwie u boku swojej Pszenicy, ogrzewając ją swoim męskim ciepłem,
troskliwością, czułością, opiekując się nią, pieszcząc ją słowami. Opowiadął jej o
swoich odczuciach, również o tym, jak ciężko jest mu czasami czekać na jej kwiat,
ponieważ jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Ale nie próbował juz przyspieszać
niczego. Wiedział, że jedyne, co mogło by przyspieszyć dojrzewanie Pszenicy to jego
solarne ciepło. Wieczorami patrzył z nią na niebo pełne gwiazd, opowiadając jej o
mężczyźnie, którego spotkał, którego odkrył w sobie a który pokonał jego egoizm
dając mu niezłą lekcję. Słuchała go wtedy szczęśliwa, patrzyła w jego oczy i mówiła
mu , jak bardzo kocha tego nowego, rządzącego w jego sercu, mężczyznę i jak
bardzo bała się  poprzedniego władcy. Ale nie było rozpamiętywania i żalu w ich
słowach, tylko radość z tego, jak jest teraz i jak pięknie może być kiedyś.
 
Ziarna Pszenicy stawały się coraz większe i rosły wprost proporcjonalnie do wzrostu
czułości tego, który miał je zerwać.
 
 Thunjani nauczył się czekać. Poprzednią zatwardziałość i upór, które były podstawą
jego egoizmu, zamienił na cierpliwość i opanowanie, jakie powinny być
sztandarowymi cechami Słońca, które pragnie miłości Ziemi.
 
 Nadal odczuwał silne pragnienie i nadal z bólem przychodziło mu nieraz patrzeć na
urodę swej ukochanej, skrywaną po części przed nim i tę schowaną część pragnął
ujrzeć i zdobyć naprawdę. Ale cały czas trzymał swoje pragnienia na wodzy,
nie pozwalając by cokolwiek miało zranić Pszenicę.
 
 Jak każdy żniwiarz, nie mógł doczekać się żniw, nie mógł doczekać się ,aż weźmie
ostrą kosę i zetnie kłosy Pszenicy, by nasycić głód jej ziarnem. Ale jako dobry
żniwiarz czekał cierpliwie, wiedząc ,że to pszenica powie mu sama, kiedy będzie
dojrzała, powie mu to wówczas, kiedy poczuje, że przyszedł odpowiedni dla niej czas.
 
 
 
LATO
 
I Thunjani doczekał się. Zerwał kłos. Odnalazł ziarna. Były pełne, dojrzałe,
sycące,lepsze niż mógłby kiedykolwiek sobie wyobrazić.
 
 Poprowadził ją przez pole kobiecości prosto do źródła. Zapalał gorący Ogień w
każdym miejscu , którego dotknął wargami, pozostawiając na skórze ogniska.
Rozebrał ją z nerwowego szeptu, z zakłopotanego uśmiechu, z niepewności smaku
swych ziaren, z nienaturalnej pozy ciała.
 
 Zabrał ją do tego miejsca w sobie, które jest silne i trwałe, jak podstawa świata,
które jest niezawodne, czuwające, spontaniczne, ale mądre w spontaniczności, a
które nazywa się męskość. I dopiero potem, kiedy czuła to bezpieczeństwo, pokazał
jej swoje ostrze, swój słoneczny promień.
 
 Biorąc w dłonie jej kłos, nie pozostawił na niej ziaren- sprawił, że spełniła się w swej
kobiecości, że zaspokoiła swoje pragnienie, tak jak i on.
 
 Kiedy chciała, dotykał jej delikatnie, kiedy chciała, dotykał namiętnie, szorstkością
swej dłoni. Słuchał muzyki jej wyzwolonej bezwstydności, płynącej z jej ust pod
wpływem jego dotyku i wiedział jak kierować swoimi dłońmi, swoimi wargami, gdzie
wplątać pocałunek a gdzie jej ciało pragnie odnaleźć jego palce.
 
Kochał ją całą mocą swojego Słońca.  A ona stała się żyzną, wilgotną Ziemią.
 
 Nauczył ją nie wstydzić się słów i krzyku wyrywającego się z piersi pod wpływem
pchnięcia rozkoszy. Nauczył ją szeptu, uwolnienia swych pragnień i marzeń prosto w
jego ucho. Spełniał jej pragnienia, odgadywał je.
 
 Wędrował po górach i dolinach jej czującego błogość ciała,  znając ceremonię i
rytuały każdej jej świątyni, nie bezczeszcząc jej, tylko oddając jej hołd. Szeptał
słowa w języku pożądania, słowa bez wstydu, słowa spontaniczne, rozpalające
wyobraźnię, inspirujące dłonie i usta, słowa splatające ciała w jedność.
 Nauczył ją by nie bała się nigdy wykrzyczeć jego imienia, by nie bała się ściskać
jego ciała, jego skroni, pleców i jego ostrza jedynym idealnie pasującym do niego
ukryciem.
 
 Ona była jego panią, królową jego serca, ukochaną. To do niej należały jego ręce
 i tylko do jej ust pasowały jego usta.
 
 Tylko ją kochał. Tylko jej pożądał. Tylko o niej myślał.
 
 I wiedział, że dla niej istnieje tylko on i, że tylko do niego będzie szeptała swoje
sekretne pragnienia, tylko jego ramię będzie tym, w które będzie śmiała się i
płakała. Tylko on będzie prowadził ją zawsze do źródła, gdzie będą mogli nasycić się
swą bliskością.
 
 
MNIEJSZE ZŁO
 
Thunjani śmiał się zawsze potem z siebie, że nauczył się kochać wówczas, kiedy
zapomniał o sobie , odnajdując pragnienia i myśli ukochanej mu osoby, oraz kiedy
nauczył sie mówić, mówić prawdziwie. Nie czekał już aż ludzie domyślą się ,o co mu
chodzi, uprzedzał ich wątpliwości  tłumaczeniem. Nie skupiał się jedynie na
wykonaniu zadania, ale i na tym wszystkim, co kryje się dookoła zadania, a co jest
czynnikiem ludzkim, co dotyczy uczuć i subtelności niemożliwych do wychwycenia ,
jeśli ktoś  jest zwrócony twarzą jedynie do swojego wnetrza. Nauczył się kierować
swą uwagę na świat i na otaczających go ludzi. Swoją mrukliwość i oziębłość nauczył
się zastępować spontanicznością i serdecznością. Można powiedzieć, że odnalazł
swoje instynkty, instynkty podpowiadające mu , co mówić, co ujawniać a co
ukrywać, jak zbliżyć się do jakiegoś człowieka, lub jak unikać kogoś, kto mógłby mu
zagrażać, nie niszcząc go swą siłą i brutalną przewagą.
 
Thunjani odkrył, że męskość wcale nie musi być szorstka i nieopanowana, że nie
wyraża się ona siłą, upartą stanowczością i bezkompromisowością.
 
 Nigdy nie nauczył się, co prawda,  rozumieć poezji, ale to mu trzeba przyznać,
że przynajmniej starał się i kiedy jego ukochana próbowała  obudzić w nim tę
wrażliwość na poezję świata i jego piękno, zawsze usilnie starał się wykrzesać z
siebie jak najwięcej zaangażowania i zrozumienia.
 
 Pewnego dnia kiedy szedł  przez las na jej spotkanie , spotkał kitarystę Nydo.
 
-Witaj, dobry nauczycielu!- Uśmiechnął się szeroko, ciesząc się ze spotkania.
 
-Nie rozmawiam z tobą – odparł ten obrażonym tonem.
 
 Thunjaniemu uśmiech zgasł w jednej chwili z twarzy- A czemu to? Co ja takiego
zrobiłem znów?
 
 -A powtarzałem ci tyle razy! Tyle razy! W tylu naszych rozmowach wbijałem ci to do
głowy tak wyraźnie i z taką mocą, iż sądziłem że nie ma człowieka odpornego na
taką wiedzę. A jednak, zapomniałem, że ty taki właśnie jesteś! – mówił gorączkowo
Nydo, ale Thunjani nie odniósł wrażenia, aby nauczyciel był na poważnie
zdenerwowany. Raczej naśmiewał się z niego.
 
 – O czym zapomniałem? – spytał z uśmiechem
 
– O tym , o czym wielu zapomina, nawet jeśli kocha pięknie. O Kwiatach! Thunjani!
Kwiaty! Miałeś nie zapominać o tym! Obiecałeś! Kobiety uwielbiają dostawać kwiaty i
nie powiem ci, zabij mnie, dlaczego. Ale tak jest i nie ma co się nad tym
zastanawiać. Toteż szoruj natychmiast na łąkę albo do kwiaciarni!
 
 -Czy to nie mogłoby poczekać do jutra?- stropił się mężczyzna – Wiesz, umówiłem
się z nią i jeśli się nie pospieszę, spóźnię się. Jeśli miałbym jeszcze lecieć po kwiaty-
spóżniłbym się bardzo…
 
 -Hm! – kitarysta wydął wargi i przyłożył  wskazujący palec do skroni – Cóż,
Thunjani, w tym konkretnym przypadku masz rację. Bardziej niż kochają kwiaty,
kobiety nienawidzą , kiedy mężczyzna się spóźnia. Kobiety, o wiele częściej niż
mężczyźni, potrafią docenić mniejsze zło…
 
 
DOKĄD?
 
Baba Jaga wrzuciła do ust ostatni kawałek zdobycznego chleba i wstała, podnosząc
dzbanek i wręczając go Miotełce.
 
 -Bądź tak dobra, moja droga i odnieś go tam, gdzie stał, nie chcemy przecież
niczego sobie przywłaszczyć…
 
 Czarownica czas jakiś jeszcze poszeptała coś ze zbożem, uśmiechnęła się do słońca,
wymieniając z nim okolicznościowe ,poranne słowa i zaklaskała na domek:
 
-Jak podobała ci się moja opowieść? Mam nadzieję, że odpocząłeś nieco w czasie tego
wymuszonego buntem postoju?
Domkowi humor bardzo się poprawił, poranne słońce wysuszyło jego zroszone nocą
deski, noga odpoczęła mu nieco, szyby uśmiechnęły się pogodnie.
 
-Bardzo przyjemna opowieść, pani. Możemy ruszać w drogę, czemu nie? Słońce
coraz wyżej. Czy zatrzymamy się na noc ?
 
-To zależy jak daleko zaniesiesz nas w ciągu dnia.
 
Przed czym ucieka czarownica? zastanawiał się , nie po raz pierwszy, domek.
Zawsze miała taki sposób na życie, że przemieszczała się z miejsca na miejsca , nie
mając jednego domu i jednego miejsca na świecie. Zawsze powtarzała, że dom daje
szczęście ale radość dają szerokie horyzonty a one są szerokie tylko znajdując się w
ruchu. Pytała też  ,czym jest szczęście bez radości, odpowiadając sama sobie,
że brakiem pełni, niespełnieniem. Dlatego miała dom, którym mogła zawsze
podróżować, łącząc szczęście z radością. I z miłością- ponieważ ukochany Baby Jagi
potrafił biec równie szybko jak domek. Niejaką trudność sprawiało mu zatrzymanie
się w miejscu, ale ,że nie było dla ukochanego Jagi rzeczy niemożliwych –i to mu się
nieraz udawało.
 
Tak więc wiedźma już taki miała sposób na życie, że mając dom, wciąż zarazem
podróżowała, ale pytanie domku-dokąd ucieka- nie wzięło się z nikąd -ostatnimi
czasy tempo ich wędrówki stało się prawdziwie szaleńcze. Dlaczego tak szybko?
Dokąd? Po co? Domek był zmęczony. Ale chwile takie, jak poranek na skraju lasu z
widokiem na pole pszenicy koił jego podenerwowanie i zmęczenie. Poza tym lubił
opowieści Jagi.
 
 
 
URUZ        THURISAZ    ANSUZ
NAUDIZ    ISA                 JERA
 
 
© by bianka grudzień 2004